sobota

Historia z chleba





Dawno, dawno temu za siedmioma lasami i siedmioma górami istniało górzyste królestwo, gdzie zimy były długie, mroźne i śnieżyste, a lato tak krótkie, że powszechnie nazywano je "grønn vinter", czyli zieloną zimą. W kraju istniały dwa stronnictwa. Pierwsze, narodowe, noszące buty z kory brzozowej dążące do zjednoczenia ziem pod jednym berłem i drugie, kościelne twierdzące, że każdy potomek królewski, nawet jeśli jest czwartym synem drugiej żony pierwszego króla, ma prawo do posiadania fragmentu królestwa. W jedną z zim, przedstawiciele stronnictwa w brzozowych butach 

(znanego w źródłach historycznych jako Birkebeiner) w ukryciu przed przedstawicielami stronnictwa kościelnego (w księgach figuruje jako Baglar) przeprawili się na nartach biegowych przez południowe pagórki królestwa próbując dotrzeć do jego północnej stolicy, zwanej Trondheim. Było ich kilku, ale tylko ten znajdujący się w środku grupy niósł ze sobą małe zawiniątko. Kiedy grupa przystawała na chwilę, aby zastanowić się nad wyborem dalszej drogi, z zawiniątka dobiegał cichy płacz. Håkon Håkonsson miał wtedy 2 latka i zapewne nie wiedział, że za kilkaset lat jego wagę podczas ucieczki do Trondheim oszacuje się na 3,5 kilograma. Tyle właśnie waży plecak każdego z uczestników wyścigu Birkebeiner organizowanego na upamiętnienie udanej przeprawy stronnictwa Birkebeiner w 1206 roku i uratowania następcy tronu Håkona Håkonssona IV zwanego Starym. Długodystansowy wyścig organizowany jest od 1932 roku i obejmuje odcinek 54 kilometrów z miejscowości Rena do, znanej w Polsce z igrzysk olimpijskich z 2004 roku, miejscowości Lillehamer. W tym roku wyścig odbył się 17. marca i wzięło w nim udział prawie 16.000 uczestników, a już wkrótce jego wersja rowerowa i maraton.

Norwedzy w wielu dziedzinach życia podkreślają swoje przywiązanie do tradycji. Chociażby w znanych, drewnianych hytte krytych dachem, na którym rośnie trawa, w kolekcjonowaniu starych mebli, samochodów i tradycyjnych, wełnianych rękawiczkach, swetrach oraz skarpetach w trapezowe, geometryncze wzory. Istnieje jednak też coś co każdego poranka przypomina nam o norweskiej historii - Birkebeinerbrød. Chleb dostępny w każdym sklepie, który swoją nazwą nawiązuje do historii górzystego królestwa sprzed wieków.


Munch - skryty norwegofil

Norweska piwnica
Zaczęło się to wszystko od radonu. Wiecie co to? Ja odkryłam dopiero kilka tygodni temu. Radon to gaz radioaktywny, którego najwięcej w Norwegii jest właśnie w regionie Hedmark, a wyjątkowo dużo w miejscowości Løten, czyli jakieś 15 km od miejsca, z którego piszę ten post. Wszystko dlatego, że w Løten znajdują się złoża ałunu, które wytwarzają ten gaz. Sam z siebie jest niegroźny, problem pojawia się wtedy, gdy zaczyna gromadzić się w niewietrzonych pomieszczeniach np. w piwnicach. Wtedy objawia swoje toksyczne właściwości, a super-szczelne, norweskie domy stwarzają świetne warunki do jego akumulacji. Po odkryciu tego zjawiska nazwaliśmy Løten norweskim Czarnobylem. Jednak po drobnym szperaniu w internecie okazało się, że Løten to nie tylko radon, ale też Edward Munch. Autor Krzyku, słynnej  zaraz po Damie z łasiczką Leonarda da Vinci i Słonecznikach Van Gogha ikony pop-kultury urodził się w Løten i spędził tu pierwszy rok swojego życia.

Dzieciństwo w izolatce
Pewnego wieczoru szedłem ścieżką, po jednej stronie leżało miasto, pode mną fiord. Poczułem, że naturę przenika krzyk - pisze Munch w swoich dziennikach z 1893 roku. Dlaczego natura krzyczy i co krzyczy, możemy próbować wyczytać z obrazu. Ja udałam się do muzeum Muncha w Oslo. Po swojej śmierci w 1944 roku artysta przekazał całość dorobku artystycznego władzom miasta, które w 1963 otworzyły Munch-museet. Całkiem rozmyślnie urządzone z systemem bramek i kontroli (prawdopodobnie po słynnej kradzieży z 2004 roku, gdy dokonano napadu z bronią w ręku, kradnąc wystawione tam wersje Krzyku i Madonny) posiada stałą ekspozycję opowiadającą o życiu malarza oraz dwie pozostałe, które zmieniają się kilka razy w roku. Z tej pierwszej części najbardziej zapadł mi w pamięci kilku dziesięciominutowy film biograficzny przybliżający  postać artysty. Wyobraźmy sobie co czuje pięcioletnie dziecko, któremu umiera matka, potem młodsza siostra zaczyna chorować na schizofrenie, a kilka lat później umiera najstarsza. Dziecko zapewne niewiele z tego rozumie, ale przyjmuje śmierć jako stały element rzeczywistości, oswaja ją. Opiekunem dorastającego Edwarda było czujne oko obsesyjnie religijnego ojca, o którym tak pisze w swoich pamiętnikach: My father was temperamentally nervous and obsessively religious—to the point of psychoneurosis. From him I inherited the seeds of madness. The angels of fear, sorrow, and death stood by my side since the day I was born. Munch szybko ucieka z domu, kończy Akademię Sztuk Pięknych w Oslo i wyjeżdża z Norwegii na ponad dwadzieścia lat migrując pomiędzy Paryżem, Berlinem a Oslo.

Europa bez śniegu
W Berlinie spotyka Przybyszewskiego i jego żonę Dagny Juel Przybyszewską oraz Augusta Strindberga i staje się jednym z bohaterów berlińskiej cyganerii. Ten etap z fascynacją okultyzmem, magią  i satanizmem ma duży wpływ na jego twórczość. Tutaj zaczynają się też niespełnione związki z kobietami i czas kiedy maluje swoje najbardziej znane obrazy: Krzyk, Madonna oraz Rozstanie. Po dwudziestoletniej tułaczce i kuracji antydepresyjnej w Kopenhadze, Munch wraca do Norwegii. Kupuje dom niedaleko Oslo i zaczyna malować zimę. Tego dotyczy aktualna wystawa Fornemmelser fra snø (Doznania śniegu) w Munch Museet.


Wewnątrz Muzeum znajduje się kawiarnia i sklep z pamiątkami. Można tu kupić talerz, t-shirt lub kubek z kopią słynnego obrazu. Nie za bardzo rozumiem jak można po zapoznaniu się z tą tragiczną biografią zaopatrywać się w gadżet z ekwiwalentem śmierci. Poranna kawa w kubku z Krzykiem Muncha ma w sobie coś z klimatu rodziny Adamsów. Zastanawiałam się też nad inną kwestią, czy Munch byłby tak wybitnym malarzem, gdyby nie miał przesyconego śmiercią życia? I czy cała jego twórczość byłaby możliwa  bez dzieciństwa i młodości spędzonej w Norwegii? Czy Munch namalowałby Krzyk, gdyby nie urodził się w Løten? Podskórnie czuje się, że są to elementy tej samej układanki, bo w jego twórczości ukryta jest całość doznań, coś niewysłowionego co przenika norweską zimę, fiordy, ulice i zakamarki domów.